Karolina Lachowicz

Karolina Lachowicz – prezeska zarządu Fundacji Kreatywnych Innowacji w Radomiu 

Bez celu człowiek błądzi 

Czym są kreatywne innowacje? 

– Nasza fundacja zajmuje się bardzo wieloma rzeczami. Począwszy o śledzenia trendów na rynku, poprzez FabLab. Fablab jest miejscem dla ludzi kreatywnych, w którym można zrobić coś ze stolarki, wydrukować na drukarkach 3D, stworzyć własny prototyp. To jest dział Arkadiusza i chłopaków, świetnie funkcjonują w tym środowisku. Ja natomiast zajmuję się aktywizacją zawodową i społeczną. Mamy na koncie wiele projektów z tym związanych: doradztwo zawodowe, pośrednictwo rynku pracy, zdobywanie kompetencji ułatwiających rozpoczęcie kariery zawodowej czy staże zawodowe. Ale realizujemy też inne warsztaty. Myślimy o turystyce, o domkach sferycznych i przestrzeni dla osób starszych czy osób z różnego rodzaju niepełnosprawnościami. Kreatywności nam nie brakuje. Jesteśmy kopalnią pomysłów. Wspólnie z innymi organizacjami myślimy o stworzeniu rodzinnego parku tematycznego w Radomiu, w którym znalazłoby się miejsce dla osób starszych, niepełnosprawnych, ale też dzieci. Planujemy założenie zakładu aktywności zawodowej. 

Rzeczywiście pomysłów wiele, a w jaki sposób planujecie sfinansować te inicjatywy? 

– Przyjęliśmy strategię dziesięć procent skuteczności. Piszemy bardzo dużo wniosków unijnych. Staramy się czerpać z różnego rodzaju funduszy. Idzie nam całkiem nieźle. Co roku udaje nam się zrealizować kilka większych projektów. Ostatnim był związany z aktywizacją sportową. Fundusze pozyskaliśmy z PEFRON. Wszystkim uczestnikom bardzo się podobało. Będziemy starać się o powtórzenie tego wydarzenia. 

Jak rodzą się pomysły? 

– Z nowo zatrudnianymi osobami rozmawiamy o ich pasjach. Tak było  choćby w przypadku projektu sportowego. Staramy się, aby pracownicy pisali projekty w ramach swoich zainteresowań i przy realizacji projektu czerpali z tego przyjemność. 

Dlaczego zajęliście się właśnie przedsiębiorczością społeczną? 

– W życiu nie ma przypadków. Studiowaliśmy zarządzanie korporacjami na uniwersytecie w Edynburgu. Jednym z przedmiotów była społeczna odpowiedzialność biznesu. W Polsce swoją przygodę biznesową zaczęliśmy od przedsiębiorczości. Na początku postawiliśmy na edukację. Chcieliśmy uczyć młode osoby jak funkcjonować w środowisku biznesowym, jak budować start up. W polskim systemie edukacji w kwestii przedsiębiorczości młodzi ludzie są zostawieni sami sobie. A później rozszerzyliśmy naszą działalność na inne pola, m.in. rekrutację i selekcję, czyli taką synergię między biznesem, a tymi ludźmi, którzy poszukują pracy. 

Nie chcieliście zostać w Szkocji? 

-Naszym celem były studia, nauka angielskiego i zdobycie doświadczenia. Osiągnęliśmy, co sobie założyliśmy. Wiedzieliśmy, że większe możliwości rozwoju biznesu mamy w Polsce i chcieliśmy być  blisko rodziny. Edukacja jest jakby w naszym DNA. Razem z mężem Arkadiuszem też założycielem Fundacji, skończyliśmy studia MBA w Warszawie. Zakończyliśmy kolejny etap. I teraz nie wiem co dalej, może jakiś doktorat? 

Czy w Waszej działalności kierujecie się pasją, misją  czy tymi wyznaczonymi celami? 

– Wyznaczanie celów jest bardzo ważne. Bez nich człowiek trochę błądzi. My wytyczamy cele mniejsze i większe, i do nich dążymy. Aczkolwiek też chwytamy to, co nam życie przyniesie i korzystamy z tego. Trzeba również podzielać pasję osób, z którymi się pracuje. Czy to są osoby niepełnosprawne, czy z innych środowisk wykluczonych, istotne, aby im umożliwić realizowanie pasji i z nimi to dzielić. Zawsze chcieliśmy, żeby fundacja była przedsiębiorstwem, bo chcemy pomagać i wiemy, że mamy do tego predyspozycje. Chcemy się rozwijać, bo im organizacja większa, tym większe ma możliwości pomocy innym. 

  

Jakie znaczenie ma w pracy i życiu ów aspekt społeczny? 

– Przede wszystkim staramy się nie oceniać nikogo, dawać szansę i wydobywać z każdej osoby to, co jest w niej najlepsze. Osoby z niepełnosprawnościami często bez efektu szukają pracy. Widzimy jak to ich zniechęca do działania i jak ważna w życiu jest aktywność zawodowa. Staramy się im pomóc. Zbudować w nich motywację i nadzieję, że jednak się uda. 

Czy są jakieś projekty, na które czekacie? 

– Chcielibyśmy zrealizować projekt, który będzie przykładowym dla innych regionów, może w międzynarodowym partnerstwie- może jakiś większy festiwal. Widzimy na rynku bardzo wiele przedsiębiorstw, które mają niesamowite idee, ale nie są w stanie przebić się ze swoim pomysłem i go zrealizować. Dobrze by było, żeby NGO bez wsparcia różnych instytucji czy grantów, mogły generować taki przychód który pozwoliłby im zaspokajać potrzeby związane z realizacją celów statutowych i rozwoju organizacji.  

Skąd czerpiecie energię na realizację wszystkich inicjatyw? 

  

– Wierzymy w taką moc przyciągania, zresztą opisywaną w książce Sekret prawa przyciągania- Rhonda Byrnes. Opiera się na sztuce wizualizacji tego, co się chce osiągnąć. Myślę, że dlatego nam wychodzi. Skupiamy się na celu, dlatego udaje nam się go zrealizować- a mierzymy bardzo wysoko.  

  W jaki sposób udaje się łączyć pracę zawodową z życiem rodzinnym.? 

– Jestem szczęściarą, że mam dwie babcie obok siebie, które bardzo pomagają. Mam też niesamowicie kochanego męża  opiekującego się dziećmi. Chwil tylko dla siebie nie mam, bo jestem z gatunku pracoholików – jak skończę jedną rzecz, to zaczynam następną. Raczej optymistycznie patrzę na świat. Na odpoczynek rzadko mamy czas. Staramy się korzystać z tych aktywności, które realizujemy dla naszych podopiecznych czy uczestników. Mamy trzyletnią córkę Helenę i dziewięciomiesięcznego synka Roberta oraz psa Misia. Towarzyszą nam od początku naszej drogi. Synek był na pierwszej konferencji, gdy miał siedem, osiem dni. Córka, widząc nas na scenie, pyta, kiedy ona będzie mogła wziąć mikrofon i wystąpić. Urodzona liderka. 

   

Rozmawiała Ewa Lewandowska 

wszystkie kobiety ekonomii społecznej