Agnieszka Dejna

Agnieszka Dejna – prezes Spółdzielni Socjalnej „Dalba” w Pucku. Pojąć głębię.

Jak powstał pomysł na stworzenie spółdzielni socjalnej działającej w branży piwnej?

– Pomysł urodził się z pracy z osobami niepełnosprawnymi. Janusz zarządzał warsztatami terapii zajęciowej i pracował w szkole specjalnej. Miał już ponad 25 lat doświadczenia zawodowego. Widział potrzebę ostatniego ogniwa zatrudnienia tych osób. Jednak w zamyśle nie chcieliśmy, aby to była typowa spółdzielnia, która pokazuje osoby niepełnosprawne jako te wyłącznie sprzątające ulice albo wspierające działalność cateringową na zapleczu. W 2013 roku rynek kraftowy zaczął się rozwijać i wzrosła popularność piwowarstwa. Pojawił się więc pomysł na otworzenie lokalnego browaru. Po researchu okazało się, że w Pucku kiedyś było siedem takich małych browarów.

A ile jest teraz?

– Teraz poza nami nie ma nic. Janusz przez rok uczył się piwowarstwa. Z różnym efektem. Od smacznych piw, przez zepsute do wybuchających. W 2015 roku mieliśmy premierę naszego piwa, które nazywało się „Dwa półsztyki”, zrobione w kooperacji z jednym z sześciu browarów na świecie pracujących dla celów społecznych z Anglii. Ja zajmowałam się budowaniem start upów, pracowałam w organizacjach pozarządowych parasolowych, więc nawiązanie kontaktów nie było dla mnie problemem.

Z jakim odbiorem spotkała się spółdzielnia działająca w takiej branży?

– Głośno zostaliśmy odebrani jako ciekawe przedsięwzięcie, euforycznie w sektorze NGO. W sektorze samorządowym i w branży piwnej – jako oszołomy, a w kulisach pojawiały się teksty – „kto będzie pił piwo uwarzone przez debili”. Ta łatka niesprawności intelektualnej i chorób psychicznych funkcjonowała przez dwa lata!

Nie mieliście więc łatwych początków z tak nieprzychylnym przyjęciem.

– To nie jest kwestia nieprzychylnego przyjęcia, ale przełamania się ludzi i ich edukacji. To nie jest kółko różańcowe ani stowarzyszenie miłośników bocianów.  To jest biznes. Postawiliśmy na produkt premium, który ma się bronić swoją jakością. Pierwszym naturalnym testem były piwne konkursy krajowe i międzynarodowe. Dostawaliśmy nagrody i to powodowało, że wśród potencjalnych klientów nasze piwo zaczynało zyskiwać uznanie.

Udało się przełamać te bariery?

-Myślę, że dużo się zmieniło, gdy w naszym lokalnym samorządzie pojawiła się pani burmistrz Hanna Pruchniewska, która jest nastawiona bardzo prospołecznie i pozytywnie wobec osób niepełnosprawnych. Poza tym nie mamy kontaktów z samorządami. Naszym klientem są odbiorcy indywidualni oraz restauracje, hotele i sieci handlowe.

Z jednej strony dajecie pracę osobom niepełnosprawnym, z drugiej bardzo dbacie o aktywizację społeczną. Temu służy program „Pojąć głębię”?

–  Naszym zdaniem działania społeczne to nie jest tylko danie pracy. To jest rehabilitacja zawodowa.  Integrację społeczną robimy właśnie w „Pojąć głębię”. Z tego programu skorzystało już w Polsce ponad tysiąc osób! Inwestujemy w niego pieniądze, które zarobimy w pubie, browarze czy szkoląc. Ta działalność gospodarcza daje nam pewnego rodzaju niezależność, jeśli chodzi o reinwestycję środków. Korzystamy też z funduszy na działalność społeczną, bo nie bylibyśmy w stanie tak szybko rozwinąć „Pojąć głębie”.

Na czym polega ten program?

– Na początku działalności nie potrafiliśmy poradzić sobie z osobami niepełnosprawnymi jako zespołem, który nie komunikował się ze sobą wewnętrznie. Powodowało to różnego rodzaju perturbacje na etapie procesu produkcyjnego. Na naszej drodze, dzięki Asi Woźniczce, znalazło się centrum nurkowe. Przećwiczyliśmy nurkowanie na sobie i na naszych dzieciach. Potem spróbowali tego chłopcy z browaru. Okazało się, że po dwóch zajęciach wraca nam zespół. Nurkowanie w kontekście komunikacyjnym jest partnerskie i wymaga bardzo dużej współpracy. Pod wodą komunikacja jest uproszczona do znaków, które każdy niezależnie od stopnia rozwoju intelektualnego, czy z jakimi barierami psychicznymi się boryka, jest w stanie sobie poradzić. Po roku badaliśmy wydajność pracy chłopaków i okazało się, że wzrosła o 30 % . Rehabilitacja społeczna nie tylko wpłynęła na lepszą komunikację między nimi, ale zaczęli też lepiej funkcjonować w społeczności lokalnej i mówić o swoich marzeniach. Wpłynęła również na efektywność pracy. Udział w  programie jest obowiązkowy także w franczyzach, które zresztą robimy jako pierwsi w Polsce. Raz w roku zabieramy grupę osób z niepełnosprawnościami na wyjazd nurkowy w ciepłe kraje.

Czy ktoś  jeszcze przejął ten pomysł integracji i rehabilitacji?

– Mamy grupę instruktorów w całej Polsce. Woda wycisza. Ta metoda wychodzi bardzo fajnie z osobami z autyzmem. Szybko widać efekty. Oczywiście trzeba dbać o bezpieczeństwo. Czuwa nad tym kadra, która opracowała podręcznik instruktażowy.

Jakie podejście do pracy mają zatrudnione w spółdzielni osoby z niepełnosprawnościami?

– Praca daje im poczucie bezpieczeństwa. Ingerujemy bardzo mocno w kwestie społeczne i rodzinne, żeby zachować ich autonomię i samodzielność. Staramy się uświadamiać ich środowisko, że oni kiedyś zostaną sami. Gdy zabraknie rodziców, nikt nie będzie się  nimi zajmował z taką z miłością, z jaką zajmowali się bliscy. W trudnym okresie pandemii nikt nie odszedł. Aby firma przetrwała byli skłonni iść na miesiąc bezpłatnego urlopu. Są solidarni i odpowiedzialni. Czują się współwłaścicielami spółdzielni.

Czy zdarza się Pani wątpić w to co robi?

– Ja bym powiedziała, że raczej mam momenty wk… Jestem zdecydowanie osobą, która łacinę zna biegle. Prowadzimy spółdzielnię w tandemie. Zarządzanie w kryzysie i finansami jest moim konikiem. Kwestie społeczne i rehabilitacyjne są działką Janusza. On jest hipoterapeutą, oligofrenopedagogiem i  ma tysiąc jeszcze innych specjalności. Momenty zwątpienia są. I gdy się już to wszystko chce pieprznąć, zamknąć i sprzedać, to za chwilę pojawia się refleksja. Albo „Misie” mówią – mamo – no i co Ty im powiesz, zwolnisz ich? A poza tym, przecież my mamy po Was przejąć browar”.  Oni wszyscy bardzo dobrze wyczuwają emocje. Zazwyczaj kiedy jest idzie źle,  wydarza się coś dobrego, mały lub większy sukces. Albo klienci przyjdą do pubu, zobaczą, że chodzę jak huragan i  podnoszą na duchu. I pracujemy dalej. W tym biznesie trzeba mieć wielkie serce, ale twardą d…, żeby przetrwać i wziąć odpowiedzialność za drugiego człowieka.

Plany?

– Na pewno zależałoby nam na dalszym rozwoju franczyzy, ponieważ daje miejsca pracy w innych miastach osobom z niepełnosprawnościami. Chcemy dalej rozwijać „Pojąć głębię”. Dzięki temu powstaje silne zaplecze osób, które robią to z takich samych pobudek ja my. Będziemy modyfikować i rozwijać browar. Teraz jesteśmy nastawieni na to, żeby przetrwać i nie zwalniać ludzi, co do tej pory nam się udawało. Zależałoby nam, żeby pojawiły się kolejne puby, szczególnie w większych aglomeracjach. Stawiamy dosyć wyśrubowane warunki, szczególnie dla zatrudniania osób z niepełnosprawnościami i zaangażowania w kwestie społeczne.

Czy jest jakaś recepta na sukces?

– My nie mamy marzeń. Marzenia to mają ludzie, którzy chcą mieć ferrari. My mamy cele. Janusz daje więcej czasu na ich realizację, ja mniej i spotykamy się w połowie. Trzeba zdawać sobie sprawę, że prowadząc firmę zasuwa się siedem dni w tygodniu 24 godziny na dobę. Kosztem rodziny, relacji z przyjaciółmi, dla których się nie ma czasu. To jest bardzo ciężka, żmudna praca.

I dzięki temu powstają „piwa, które warzą więcej”.

– Hasło wymyśliła nasza koleżanka Ania, marketingowiec. Takich osób z dobrym sercem, które nam pomagały i nadal to robią jest więcej. Pozwoliło nam to uniknąć wielu błędów. Jesteśmy otwarci na współpracę. Węzły, które mamy w nazwach piw, nie są tylko związane z morzem, ale z tym, że przywiązujemy do siebie ludzi.

Rozmawiała: Ewa Lewandowska

wszystkie kobiety ekonomii społecznej