Agnieszka Lewonowska – Banach – dyrektorka Zakładu Aktywności Zawodowej „U Pana Cogito Pensjonat i Restauracja” w Krakowie
Więcej uważności
Dlaczego „U Pana Cogito”?
– Nazwa została zaczerpnięta z tomiku poezji „Pan Cogito” Zbigniewa Herberta, który traktuje o inności, dziwności, tolerancji i o tym, że prosty człowiek mimo że jest inny, też ma prawo do miłości i godności. Może stawiać czoło przeciwnościom i nie odejmuje mu to człowieczeństwa. Bardzo nam to pasowało do naszej działalności. Nasze stowarzyszenia od wielu lat wspierały osoby chorujące psychiczne w kwestiach społecznych. Gdy przychodziliśmy do zagadnień pracy, napotykaliśmy na liczne uprzedzenia i bariery wśród pracodawców. W pewnym momencie stwierdziliśmy, że sami staniemy się pracodawcą dla takich osób. Będziemy potrafili stworzyć im stanowisko pracy sprzyjające powrotowi do zdrowia. I z drugiej strony dostrzeżemy trudności, z którymi muszą mierzyć się pracodawcy decydując się na zatrudnienie takich osób, w szczególności po kryzysach psychicznych.
To duże wzywanie. Co sprawiło, że zajęła się Pani osobami z takimi problemami?
– To nie wzięło się znikąd. Pochodzę z niewielkiej miejscowości Choroszcz, w której były duży szpital psychiatryczny i potem długo, długo nic. Od dziecka więc żyłam w cieniu tego szpitala. Miałam okazję przez wiele lat obserwować i doświadczać tej beznadziejności w sposobie traktowania ludzi chorujących psychicznie. Widziałam, że nie ma dla nich żadnej oferty. Gdy rozpoczynałam studia pielęgniarskie w Krakowie, miałam postanowienie, że nigdy w życiu nie będę pracować na psychiatrii. Ale los tak pokierował, że po studiach otrzymałam ofertę pracy właśnie na tym oddziale. Przyjęłam ją. Zapoznałam się z zupełnie inną psychiatrią środowiskową. Zaangażowałam się w organizacje pozarządowe i tworzenie miejsc pracy dla osób chorujących psychicznie.
Co się zmieniło na przestrzeni lat w podejściu do takich osób?
– Zakłady pracy chronionej były niezbyt dostosowane do osób z problemami psychicznymi. Proponowały im pracę głównie w ochronie, czyli w nocy, całodobowo. Postanowiliśmy to zmienić. Chcieliśmy stworzyć eleganckie i ładne miejsce, z dobrymi warunkami pracy, ale też pokazać, że te osoby mogą wykonywać pracę, w której są wizytówką. Byliśmy pierwszym w Polsce obiektem hotelowo – turystycznym, w którym osoby chorujące psychiczne pracują na recepcji czy jako kelnerzy. Mierzyliśmy się z różnymi mitami i uprzedzeniami, trudnościami i obawami, także tych osób. Czy dadzą radę, jak zostaną przyjęci. My jednak nie eksponujemy faktu, że takie osoby u nas pracują. Oferujemy po prostu dobrej jakości usługę. Przez dwadzieścia lat funkcjonowania naszego pensjonatu naprawdę wiele się zmieniło. Pracownicy ujawniają twarz, biorą udział w konferencjach udzielają wywiadów. Trzeba więc do nas przyjechać, zamieszkać, zjeść i dopiero wówczas wyrobić sobie zdanie. Inaczej pomyśleć o osobach, które doświadczyły kryzysu psychicznego.
Czy po takiej wizycie uprzedzenia mijają?
– Uprzedzenia biorą się zwykle z przekazu. Mało kto miał wcześniej takie rzetelne doświadczenie spotkania osoby chorującej psychicznie. Jesteśmy przez media i nie tylko, bombardowani drastycznymi sytuacjami wzbudzającymi sensację, co jest zupełnie niepotrzebne. To powoduje, że te osoby są w pierwszym momencie odbierane jako groźne, niebezpieczne, niedostosowane. Tak naprawdę ostra psychoza jest tylko małym fragmentem, trwa kilka dni, tygodni. Potem taka osoba pozostaje w niezrozumieniu, izolacji, wstydzie. Stan się stabilizuje i wówczas spokojnie można wrócić do pełnienia ról życiowych, zawodowych, społecznych. Fatum choroby powoduje, że ludzie sami dokonują auto stygmatyzacji, ale także środowisko, w którym żyjemy, nawet najbliższa rodzina często nie przyznaje się, że ktoś chorował psychicznie.
A Pani radzi sobie z ogromem problemów związanych z taką pracą?
– Na pewno przydaje się moja wiedza i doświadczenie medyczne. Potrafię lepiej ocenić sytuację, stan zdrowia wyjściowy osoby po kryzysie psychicznym, która stara się o pracę. Z jednej strony jestem pracodawcą, a z drugiej wraz z moją koleżanką pielęgniarką, potrafimy zorientować się, gdy ktoś ma nawrót choroby i adekwatnie zareagować. Ta praca wymaga większej uważności. Sama specyfika niepełnosprawności powoduje, że dzień do dnia jest niepodobny. Bywa, że jednego dnia pracownik jest w dobrym stanie, drugiego pojawia się niepokój, rozdrażnienie. Musimy więc sprawdzić co się dzieje, co jest tego przyczyną.
Praca na tzw. stendbaju.
– Można tak powiedzieć. Musimy więc też o siebie dbać, aby nie doszło do wypalenia zawodowego po tylu latach.
Przychodzą takie momenty?
– Pojawiają się chwile zmęczenia. U osób chorujących psychicznie charakterystyczne są wahania w stanie zdrowia. Raz jest lepiej, ktoś się rozwija i dostaje skrzydeł. A potem przychodzi załamanie i tracimy efekty pracy, które udało nam się uzyskać przez kilka miesięcy czy lat. To jest trudne. Po wielu latach współpracy widzimy jak wielkie spustoszenie w organizmie powoduje choroba psychiczna. Ale są też momenty, które dają satysfakcję, gdy nasi pracownicy zakładają rodziny, zmieniają pracą. Tych źródeł satysfakcji trzeba umieć poszukiwać w drobnych elementach, mało spektakularnych. Musimy o to dbać, żeby kadra zarządzająca, nasz zespół był stabilny.
Czym jeszcze się zajmujecie?
– Prowadzimy mieszkania chronione dla osób chorujących psychicznie. Jedno z nich na zlecenie gminy Kraków, ale to nie jest dobre rozwiązanie, bo formalności przewyższają możliwości faktycznego zaangażowania, czyli zabierają czas doświadczonej kadrze, który powinien był przeznaczony na kontakt i budowanie relacji. Oferujemy też innego typu mieszkania chronione i wsparcie osobom w tych mieszkaniach, które jest bardzo ważne w momencie nawrotu choroby.
Jak Pani odreagowuje trudne momenty?
– Ja przede wszystkim bardzo lubię swoją pracę, więc mniej mnie męczy to co robię. Rzadko muszę odreagowywać. Ale na pewno ważne jest, aby potrafić zachować balans i mieć życie pozazawodowe. Umieć się odciąć, by z inną głową iść do domu i zająć się dziećmi, rodziną i przyjemnościami. Mam również swoje pasje, jak żeglarstwo. Na różne wyprawy także morskie, zabierałam i podopiecznych.
Jakie macie plany?
– Trudno o takie plany zawodowe, gdy jesteśmy po pandemii i z wojną za naszą granicą. Czujemy, że nasza codzienność jest niestabilna. Cała moja uwagą skupia się na zarządzaniu zmianą. Nie jest łatwo w takiej sytuacji przyjąć jakąś strategię kosztową.
Chcielibyśmy być takim miejscem, które mocno działa w lokalnej społeczności i potrafi pomagać w różnych sytuacjach, nie tylko naszym pracownikom, ale też odpowiadać na potrzeby społeczne. Żebyśmy nie dali się zapędzić w taki róg komercjalizacji – koszty, koszty, finanse.
W taką pułapkę łatwo wpaść.
Najnowsze treści
Newsletter
Zapisz się do naszego newslettera, aby na bieżąco otrzymywać najważniejsze informacje