Każda kwota na wagę złota – rozmowa z Agnieszką Lange- Olszewską prezesem Fundacji Pro Omnis

flaga Ukrainy i napis cegiełki dla ukrainy

Każda kwota na wagę złota – rozmowa z Agnieszką Lange- Olszewską prezesem Fundacji Pro Omnis

Skąd wziął się pomysł akcji „Cegiełki dla Ukrainy”?

– Jesteśmy fundacją, która zajmuje się gotowaniem i cateringiem. Gdy zaczęli przyjeżdżać do naszego kraju uchodźcy z Ukrainy, otrzymywaliśmy z wielu stron zapytania, czy nie moglibyśmy wesprzeć ciepłymi posiłkami potrzebujących pomocy. Oczywiście bardzo chętnie zgodziliśmy się, żeby poświecić swój czas i tym się zająć. Ale ponieważ wszystkie surowce musimy kupować, więc pomyśleliśmy, że może uda nam się zebrać fundusze na zakup produktów. Przybyły przecież dzieci w wieku szkolnym, które nie tylko potrzebowały zeszytów, długopisów, ale też coś zjeść. Nie można ich traktować inaczej i postanowiliśmy przygotowywać dla nich takie posiłki, jak dla innych dzieci. I w ten sposób zupełnie niezauważalnie, bez większych starań możemy przez chwilę zadziałać.

Zajęliście się też zbiórką rzeczy dla ludzi, którzy szukają u nas schronienia przed wojną w Ukrainie.

-To też wyszło dość naturalnie, bo skoro mamy sześć miejsc, w których działamy, to przecież możemy tam zbierać te najpotrzebniejsze rzeczy. A ludzie na początku szukali miejsca, do którego mogą coś przynieść przy okazji, np. odbierając podopiecznego z naszych domów opieki. Pieniądze, które zbieramy są wydawane nie tylko na posiłki. Ludzie uciekają z jedną torbą i potrzebuje czegoś natychmiast. Wtedy można to dla nich kupić z tych środków.

I ludzie wpłacają pieniądze?

– Tak. Bywa, że wpłaty na konto są w nocy. Gdy już się ogarnie sprawy domowe, robiony jest przelew, nawet o godzinie 23. Mamy cegiełki po 5 złotych, 10, 20 i ich krotność. Można kupić kilka cegiełek. Są wpłaty i po 200 złotych. Pojawiają się ci sami donatorzy, co znaczy, że ktoś ustawił cykliczną płatność w banku. Każda kwota jest na wagę złota. To jest fajny mechanizm, bo prosty. A dzięki temu, że mamy przelewy możemy nad tym łatwo panować, przeliczyć, zaksięgować. Jako organizacja pożytku publicznego musimy bardzo skrupulatnie się z tych pieniędzy rozliczyć.

Wspieraliście też wolontariuszy, którzy działają przy koordynacji pomocy uchodźcom.

– Zamówiliśmy nieco więcej pieczywa, więc zawieźliśmy posiłki również tym, którzy pomagają segregować rzeczy, pakować dary do tirów. Dowoziliśmy także część naszego słoikowego jedzenia na granicę. Wszystkie te formy wsparcia wciąż funkcjonują. Gdy ktoś zgłosi jakąś potrzebę albo sami się dowiemy na stronach koordynatorów akcji, że na przykład są gdzieś potrzebne chusteczki nawilżające, a my je akurat mamy, to zawozimy. Możemy reagować od razu. Nasi pracownicy na zasadzie wolontariatu swoimi autami je dostarczają.

Teraz przygotowujemy słoiki z jedzeniem, pasteryzujemy je, żeby były gotowe, bo będą na pewno jeszcze potrzebne. Mając swój rytm dnia i obowiązki, trudno jest na szybko, na za dwie godziny ugotować 200 litrów zupy. Potrzebny jest czas, produkty, ludzie. Uznaliśmy więc, że zrobimy zupy w słoiki i puszki. Będą one czekały na taką nagłą sytuację.

Czy wolontariusze są nadal poszukiwani?

– Mamy w Toruniu na dworcu kuchnię. W hostelu są zakwaterowane mamy z dziećmi. Przygotowujemy dla nich śniadania, obiady i kolacje. Bardzo zależy nam na tym, aby osoby, które się z nimi bezpośrednio spotykają, były uśmiechnięte i wypoczęte. Potrzebni są więc empatyczni wolontariusze, którzy rozumieją sytuację i mogą poświęcić czas na to, aby porozmawiać, pobawić się z dzieckiem. Serdeczni i przyjacielscy. I takie osoby się znajdują. To jest najfajniejsze.

/ Aktualności

Komentarze

Komentowanie zablokowane