Brać życie małymi łyżkami – rozmowa z Rafałem Cieślakiem z Dziki Brzeg spółki non profit

para na moście

Brać życie małymi łyżkami – rozmowa z Rafałem Cieślakiem z Dziki Brzeg spółki non profit

Czy naprawdę wciąż jeszcze istnieje potrzeba przybliżania ludziom natury?

– Niestety tak. Zachodzące zmiany społeczne, kurczenie się naszego świata i szybkość, z jaką się codziennie poruszamy sprawia, że spędzenie czasu w miejscu wolnym od tego cywilizacyjnego biegu nabiera zupełnie innego wymiaru. Osoby, które do nas przyjeżdżają zachowują się jak w slow motion. Zatrzymują się, zachwycają naturą i wypoczywają. Dlatego należy o tym przypominać, umożliwiać dostrzeżenie tego piękna.

Czym jest dla Was Dziki Brzeg?

– To miejsce na ziemi, gdzie możemy wykorzystując swoje doświadczenie, wykształcenie zawodowe i pasje, realizować nasze pomysły, którymi chcemy dzielić się z innymi. Aśka (prezes) i ja, jesteśmy społecznikami. Lubimy dawać z siebie innym jak najwięcej. Chcieliśmy stworzyć przestrzeń, w której będziemy się czuć dobrze. To jest teren z przepiękną linią brzegową rzeki Wdy z drewnianym mostkiem. Na polanie rozstawiliśmy namioty indiańskietipi, w których będziemy mieszkać przez najbliższe pół roku. Chętnie dzielimy się wiedzą na temat indianizmu i możemy poczęstować pyszną kawą w pięknych okolicznościach przyrody.

Zaskakujący sposób na życie.

To jest akurat moja wina. Od 30 lat jest członkiem Polskiego Ruchu Przyjaciół Indian. W latach 90-tych organizowałem zlot tej organizacji na Kociewiu. Przez wiele lat pracowałem jako wolontariusz w wioskach indiańskich w Polsce. Dziki Brzeg to jest pomysł na przybliżenie natury w taki nieinwazyjny sposób, bez domków letniskowych, bez stałych konstrukcji. Pokazujemy, że tak też można funkcjonować we współczesnym świecie. Oczywiście, że wszyscy się najpierw dziwią, ale potem doceniają niezwykłość tego miejsca. Podczas rozmów staramy się przekazać fundamentalne treści związane z funkcjonowaniem na łonie natury: jesteśmy gośćmi na tej polanie, nie śmiecimy, dbamy o otoczenie. Ważne jest też zwrócenie uwagi na element współpracy, bo na przykład nie postawimy  namiotu tipi samemu, potrzebna jest pomoc. Jak nauczymy się współpracować, możemy mieć dużo więcej fajnych rzeczy. Jest to istotne zwłaszcza dla młodych ludzi.

Na jakich zasadach można więc włączyć się w to życie?

– Można spłynąć Wdą lub przyjechać do Młyńska( gmina kaliska) i wybrać się na szlaki rowerowe czy nordic walking. Sami też organizujemy spływy kajakowe z noclegiem w namiocie, w którym płonie ognisko i nie ma komarów. Chcemy być tutaj do końca września, ale mamy dużo zapytań od np. morsów, którzy chcą przyjechać do nas w grudniu lub styczniu i po kąpieli w rzece ogrzać się przy ogniu w namiocie. Zimowałem w tipi, więc mam doświadczenie. Zastanawiamy się, czy tego nie zrobić, może na mniejszą skalę. Nie sześć namiotów, ale dwa? Mamy też sporo zapytań od harcerzy, grup survivalowych.

Jak się mieszka w namiocie tipi?

Ognisko wewnątrz daje nam poczucie bezpieczeństwa, daje ciepło, światło, wyprasza wszystkie komary. Namiot ma 7 metrów wysokości, więc można w nim swobodnie stać. Żyjemy w pokoju 25 metrowym w kręgu, a krąg dla Indian jest bardzo ważnym symbolem. Spanie w takim miejscu jest pozytywnym doświadczeniem – takimi opiniami dzielą się z nami ludzie, którzy tego spróbowali. Gdy zajdzie potrzeba, korzystamy też z udogodnień technicznych, takich jak agregat do prądu. Mamy też „Ziutka”, czyli czteropalnikowego grilla, który jest pomocny przy większych imprezach. Byliśmy z nim w Domu Pomocy Społecznej na Polance w Bydgoszczy i organizowaliśmy paniom majówkę, której nie miały od wielu lat. We wrześniu planujemy zorganizować Dzień Przedszkolaka, również w Bydgoszczy.

Wygląda na to, że macie dużo chętnych do bliskiego obcowania z naturą.

– Staramy się tak to organizować, aby móc funkcjonować. Nie chodzi o ilość. Nauczyliśmy się tutaj jeść życie małą łyżeczką, a nie chochlą. Chcemy to też pokazać innym, że można żyć dobrze, ale pomału. Natura niejako dyktuje nam rytm dnia.

Dla kogo są takie spotkania?

– Limit wiekowy nie istnieje. Takie spotkania są dla kogoś, kto jest ciekawy, głodny wiedzy, albo coś słyszał i chce usłyszeć więcej. A może po prostu siedzi w domu i jest potwornie samotny. Ma tylko telewizor z trzema kanałami lub telefon. Jeśli chce przyjść i zobaczyć jak się tka szklanymi paciorkami na drewnianym krośnie, ma taką możliwość. Jesteśmy otwarci na ludzi, którzy się pogubili i my się pojawiamy jako przysłowiowa latarnia, która może wskazać im drogę. Zapraszamy też na noc spadających gwiazd w sierpniu. Taka noc pod gwiazdami odbyła się w ubiegłym roku. Tego się nie da opisać. To trzeba zobaczyć, przeżyć.

Rozmawiała Ewa Lewandowska

/ Aktualności

Komentarze

Komentowanie zablokowane